poniedziałek, 19 stycznia 2015

Prolog

Życia to udręka, a potem się umiera...Taa wiem kiepska filozofia. Jednak czasem dają drugą szansę...tak było ze mną. Umarłam. A jednak tu jestem i żyję...jeśli można tak to nazwać...ja raczej egzystuje.
Jednak co ja się będę użalać od środka historii skoro i tak się użalam to chociaż powinniście poznać ją od początku. A wiecie, co jest najśmieszniejsze? To, że niemal nic z niej nie pamiętam. Sama dowiedziałam się wszystkiego od człowieka, który uważał się za „miłość mojego życia” Wiem boki zrywać, nieznajomy mi mężczyzna zaczyna się do mnie przylatywać. Kolejną zabawną sprawą jest fakt, że go zabiłam. No wiem, jestem strasznie porywcza. To akurat odkryłam sama, zaraz po tym, jak się ocknęłam w jakimś zatęchłym, ciemnym, małym pomieszczeniu i uderzyłam po raz pierwszy tego gościa. Przepraszam bardzo, jak miałam zareagować, kiedy ocknęłam się w ramionach półnagiego faceta szlochającego w moje włosy? Przestraszyłam się i walnęłam go. On odskoczył zaszokowany, a potem podbiegł i zaczął mnie całować! Odepchnęłam go ponownie i wykrzyczałam, że go nie znam. Ten zrobił wielkie oczy i zaczął się przedstawiać.
„-Spokojnie, to ja Jacob...twój chłopak...nic nie pamiętasz Hermiono?- mówił dość głośno, niemal krzyczał”. Dobry początek pomyślałam przynajmniej, wiem jak mam na imię. Potem sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Kiedy opanowałam emocja na tyle by racjonalnie myśleć, Jacob powiedział mi, że przed chwila na pewno była martwa i nie wie, jakim cudem żyję. Myślicie, że przeżyłam szok? Macie racje jednak większym była wiadomość, że jestem...czarownicą i to nie byle jaka, piekielnie dobrą. Nie był wredny, a cholernie przekonujący. Kazałam popukać mu się w głowę, jednak w tamtym momencie wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Jacob pociągnął mnie za ramiona do góry i wcisnął w dłoń jakiś patyk, po czym kazał przygotować. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Krzyczałam, aby się uspokoił, bo to nie jest śmieszne, a zaczynałam się bać. I właśnie w tamtym momencie do sali wbiegło dwóch facetów. Byli wysocy w ciemnych płaszczach z kapturami na głowach, w dłoniach trzymali podobne patyki jak ten mój i Jacoba.
Zaczęli krzyczeć i kłócić się z moim „chłopakiem” na temat gdzie ukrył jakiś tam kamień. Nie wiedziałam, co się dzieje.Wszystko działo się tak szybko. Nagle jeden machnął patykiem i wydobyła się z niego czerwona mgiełka i poszybowała w naszą stronę. Chłopak ją odbił. to było niezwykłe gdyż z różdżki Jeacoba wydobyła się podobna tylko, że niebieska , a promieni odbijając się, trafił w gościa, który w nas celował. Mężczyzna jakby zachłysnął się powietrzem i padł na ziemię. Stałam osłupiała. Drugi zdezorientowany napastnik wymierzył w nas swym magicznym atrybutem. Jacob mnie popchnął w bok i upadłam w kącie, a między nimi nawiązała się walka. Trwała bez końca. Kiedy trochę zorientowałam się w sytuacji, wstałam i (może nie potrzebnie) zaczęłam na oślep machać tym dziwnym narzędziem. Do około mnie zaczęły pojawiać się jakieś kolorowe mgły i dymy. Zauważyłam, jak jeden z tych czerwonych trafia Jacoba, a zielony zakapturzoną postać.
Oddychając ciężko, opuściłam patyk i zlustrowałam otoczenie wzrokiem. Trzej mężczyźni w różnym wieku leżeli na ziemi u mych stup bez oznak życia.
Cofnęłam się o krok, a moje plecy natrafiły na zimną kamienną ścianę. Osunęłam się po niej i usiadłam, podciągając kolan pod brodę.
„Zabiłam człowieka” ta myśl zahuczała mi w głowie i nadal tam jest. A wiecie czemu? Bo to wszystko wydarzyło się zaledwie dziesięć minut temu, ja nadal siedzę pod ścianą i wpatruje się w trzy martwe ciała. Zastanawiając co ja tu robię i kim oni byli. Chociaż to mnie interesuje mniej. W tym momencie ważniejsze dla mnie jest dowiedzieć się kim „Ja” jestem oraz jakim cudem żyję.


Dopiero zaczynam :)
I jak wam się podoba?

Obserwatorzy