(Harry)
Biegnę
ile sił w nogach do miejsca, skąd dochodzi krzyk Hermiony. Tuż za mną biegną
Ginny, Ron i Syriusz. Mam totalny mętlik w głowie. Ciągle wpadamy w jakieś uliczki,
czuję się jak w labiryncie. W sumie to miejsce można tak nazwać. Błądzimy po ciemnych,
wilgotnych zaułkach, kierowani jedynie krzykami i odgłosami rzucanych zaklęć.
Mijamy kolejne, puste pokoje. Jakim cudem to obskurne miejsce może być siedzibą
Śmierciożerców? Znajdujemy się w jednym z najniebezpieczniejszych miejsc, jakie
jeszcze funkcjonuje po śmierci Voldemorta. Ostatni jego wyznawcy, a zarazem
najsilniejsi poplecznicy, siedzą w zatęchłych podziemiach jak szczury, próbując
cały czas walczyć w obronie idei swego Pana. To stare podziemie było jedną z
ostatnich kwater Śmierciożerców, którzy nie zostali schwytani. Dlaczego Hermiona
musiała zostać porwana, abyśmy je znaleźli? Czego oni w ogóle od niej chcą?
Zaledwie
dwa tygodnie temu wszystko było dobrze. Niektórzy cieszyli się wakacjami i
pokonaniem Czarnego Pana, a inni trwali w żałobie, opłakując utraconych
najbliższych. Jednak chyba nikt się nie spodziewał, że najmądrzejsza dziewczyna
od czasów Roweny Ravenclaw zostanie uprowadzona
podczas działań, dotyczących odbudowy Hogwartu! Było tam pełno ludzi, a i tak
nie zauważyli, co się dzieje. Czemu wymigałem się z Ronem od pomocy jej tamtego
dnia? Gdybym poszedł, może nic by się nie stało. Siedzielibyśmy wspólnie z
Wesleyami w salonie i żartowali, a nie teraz walczyli o jej życie. Chyba żadne
z nas nie wybaczyłoby sobie, gdyby coś jej się w tej chwili stało!
Poczułem
na swoim ramieniu czyjąś dłoń, przez co wyhamowałem i odwróciłem się. Na
przeciwko mnie stał Syriusz z palcem na ustach, kazał być cicho. Posłuchałem go
i wyciszyłem zdyszany oddech. Było dziwnie cicho. Krzyki ustały jakiś czas temu
zarówno jak i charakterystyczne dźwięki rzucania zaklęć. Nie wiem, co się
dzieje, ale niepokoi mnie to. Wyciągnąłem różdżkę przed siebie i kiwnąłem głową
w stronę Syriusza, który oczywiście rozumie moje gesty bez słów. Sam tylko
pokazał Ginny i Ronowi, aby pozostali w pogotowiu i ruszyliśmy wzdłuż
korytarza. Na końcu był jakiś pokój, w którym migotało słabe światło. Mężczyzna
wyprzedził mnie i jako pierwszy postanowił wejść do środka. Niemal na niego
wpadłem, kiedy stanął gwałtownie w progu. Niepewnie rozglądał się dokoła,
upewniając się, że nic nam nie grozi. Wyjrzałem przez jego ramię i osłupiałem.
Na podłodze leżeli jacyś mężczyźni, żaden się nie ruszał. Nagle tuż nad uchem
usłyszałem dźwięk głośnego wciągania powietrza. Zupełnie tak, jakby Ginny zakrztusiła
się nim. Obejrzałem się, ale nie dostrzegłem jej miny, bo rudowłosa przepychała
się już między nami i wbiegła do pomieszczeni,a padając na kolana obok jednego
z leżących tam mężczyzn. Po raz kolejny przestraszyłem się. Nawet nie wiedziałem,
kim jest ten gość. Wszyscy patrzyliśmy na nią ze zdziwieniem. Z wyciągniętą różdżką
powoli podszedłem do niej i uklęknąłem, oświetlając nieznajomego, który leżał
na brzuchu. Dopiero, kiedy Ginny odsunęła się nieznacznie, a ja mogłem przewrócić
go na plecy, zrozumiałem, o co jej chodziło. Tuż obok mnie na ziemi leżał
Jacob, chłopak Hermiony. Nawet nie drgnął, kiedy go przekręcałem. Wyglądał
bardzo źle. Zwykle pogodny, posiadający niespożyte pokłady energii, teraz był,
nie dość, że bez koszulki, to na jego ciele widniały liczne rany i zadrapania.
Podejrzewałem już najgorsze, kiedy rudowłosa uniosła wzrok znad chłopaka i
spojrzała mi w oczy.
- Spokojnie,
to drętwota, sprawdźcie resztę - wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Spojrzałem na
Rona, a ten bez słowa podszedł do innego ciała.
- Co on
tu w ogóle robi? - zapytałem cicho, tak, że tylko moja dziewczyna mnie
słyszała. Ginny zagryzła lekko dolną wargę, patrząc mi w oczy. Z jej wzroku
łatwo wyczytałem, że ona wiedziała, iż on tu będzie.
- Martwy
- oznajmił Ron poważnym tonem, wracając od mężczyzny. - Już się bałem, ale
nadal nie wiemy, gdzie Miona - kucnął obok nas, patrząc na twarz o rok
młodszego Krukona.
- Ja z Syriuszem idziemy dalej. Nie mogli
zabrać jej daleko. Wy zajmiecie się Jacobem, dopóki ktoś tu nie przybędzie – oznajmiłem.
Ginny i Ron kiwnęli zgodnie głowami. Odwróciłem się i spojrzałem na Syriusza,
stojącego obok wejścia.
- Nie -
odparł krótko i z wyciągniętą różdżką ruszył przez pokój, zmierzając w
najciemniejszy kąt. Śledziłem go wzrokiem i pomyślałem, że zwariował, gdy w
pewnym momencie ukląkł w takim miejscu, iż niemal nie było go widać. Przyciągnął
do siebie jakąś skuloną istotę. Nie wiedziałem, co to jest. Kiedy usłyszałem
jego głos, stałem się jeszcze bardziej zdezorientowany niż wcześniej.
- Merlinie,
czemu się nie odezwałaś, że tu jesteś? - zapytał spokojnie. Ron i ja poderwaliśmy
się na równe nogi, a potem podbiegliśmy tam. Prawie nic nie widziałem, ale w
cieniu dostrzegłem tak doskonale mi znaną postać. Nie mogłem powstrzymać
uśmiechu, jaki wtedy zakwitł na moich ustach. W jednej chwili padłem na kolana,
przyglądając się jej, a Ron zaraz za mną, kiedy zorientowaliśmy się, że to
Hermiona. Blada i trzęsącą się brunetka patrzyła na nas z przerażeniem.
Porwaliśmy ją z Ronem w swoje ramiona, ale poczułem, że coś jest nie tak. Dziewczyna
nic nie mówiła, ani nie cieszyła się. Odsunąłem ją od siebie.
- Hermiona,
co się dzieje? - zapytałem z zatroskaną miną. Ron również zauważył, że Hermiona
nie zachowuje się jak Hermiona.
- Czy
my się znamy? - zapytała niepewnie, a moja dezorientacja sięgnęła zenitu. Patrzyłem
na nią z niedowierzaniem. Przez chwilę analizowałem cały sens jej pytania.
Oprzytomniałem po chwili, gdy usłyszałem głos Rona.
- Mionka,
błagam nie rób sobie z nas żartów, tylko chodź - powiedział Ron, po czym lekko
pociągnął ją za ramiona tak, aby pomóc jej wstać. Był w takim samym szoku co
ja. Syriusz z nieodgadnionym wzrokiem cały czas przyglądał się nam. Jednak
Hermiona nawet nie drgnęła i nadal siedziała skulona na ziemi. Syriusz klęczał
obok niej.
- Hermiona,
proszę, to nie jest czas na głupoty. Musimy uciekać - rzekła błagalnym głosem
Ginny znad Jacoba.
- On
też mnie tak nazwał - stwierdziła trzęsącym się głosem, wskazując palcem w stronę
swojego chłopaka. Ron spojrzał na nią, jakby przemówiła w innym języku. Myśli
zaczęły galopować po całej mojej głowie.
- Co
ona plecie? - zapytał.
- Ty
nic nie pamiętasz - Syriusz bardziej stwierdził, niż zapytał.
Miała
wzrok jak przestraszone zwierzę, niewiedzące, co dookoła niej się dzieje.
Dopiero po chwili cichym i chrapliwym głosem odpowiedziała:
- Nie.
Czy to
mogło być prawdą, że moja przyjaciółka straciła pamięć? Nie, to niemożliwe.
Musiałem się dowiedzieć, czego ona nie pamięta.
- Ale
ile nie pamiętasz? Dnia, tygodnia, roku? - spytałem, spokojnie przyglądając się
jej. Ta jednak milczała, wpatrując się w podłogę.
- Obawiam się, że nie pamięta niczego, nawet
jak się nazywa... - odezwał się po chwili Syriusz spoglądając na mnie.
- Jak
się nazywasz? - zapytał, przenosząc wzrok na brunetkę. Hermiona uniosła lekko głowę
i pokręciła nią leciutko, a ja dostrzegłem, jak w jej oczach błyszczą łzy.
- Nie
wiem... – odparła, a po jej policzku spłynęła jedna z nich. Nie mogłem się
powstrzymać i znów przygarnąłem ją do siebie, zamykając w uścisku
- Och,
biedactwo... – szepnąłem jej do ucha. Często tak ją z Ronem nazywaliśmy, jednak
teraz wydaje mi się to niestosowne. Zaledwie ją dotknąłem, a poczułem jak wszystkie
jej mięśnie spinają się.
- Przepraszam
- zreflektowałem się szybko i od razu odsunąłem.
- Coś
mi się wydaję, że to nie urok a coś mocniejszego - stwierdził Syriusz,
podnosząc się.
-
Zabierzmy ją stąd – dodał jeszcze.
Pomógł
jej wstać, a w tamtym momencie do pokoju wbiegło kilku aurorów. Serce zabiło mi
jak młotem, bo myślałem, że to Śmierciożercy. Kiedy tylko nas wszystkich
zobaczyli, opuścili różdżki i w pierwszej kolejność zajęli się Jacobem, obok
którego cały czas klęczała Ginny i ze zdziwieniem patrzyła na naszą czwórkę. Od
razu wraz z Syriuszem wyjaśniliśmy całe zajście i opowiedzieliśmy o tym, co
stało się Hermionie. Aurorzy byli zdziwieni nie mniej od nas, ale Jacoba i Hermionę
wysłali do św. Munga. Nas z kolei zabrali do Ministerstwa na dalsze i szczegółowe
przesłuchanie. Siedzieliśmy tam chyba kilka godzin, przez cały czas zamartwiając
się o Hermionę. Kiedy w końcu wypuścili nas, było już za późno na odwiedziny w
szpitalu.
****
(Hermiona)
Mętlik,
jaki panuje w mojej głowie, jest cały czas tak samo ogromny jak po
przebudzeniu. Wokół wszyscy biegają, rozmawiają, a ja nie rozumiem z tego nic.
Czuję się jak we śnie. Wszystko tu jest takie dziwne, obce, kompletnie
nieznane. Mam ochotę obudzić się jak najszybciej, jednak powoli zaczynam zdawać
sobie sprawę, że jednak to nie sen a przerażająca rzeczywistość. Jestem dziewczyną,
która nie pamięta swojej przeszłości ani niczego, co jej samej dotyczy. Jestem
w kropce, aby nie użyć ostrzejszych słów, jakie nasuwają mi się na myśl.
Odkąd
wczoraj przeniesiono mnie do tego szpitala, mam wrażenie, jakby nie było tu żadnego
innego pacjenta oprócz mnie. Do tej pory chyba jedyną chwilą w samotność była
poranna kąpiel, gdzie przez chwilę mogłam być sama, jednak kiedy tylko wyszłam,
zaczęło się wszystko od nowa. Tabun lekarzy, a raczej magomedyków, jak to się
określają, porwało mnie w swoje ramiona i zaczęły się dziwaczne badania,
wypytywania się o rzeczy, o których nie miałam zielonego pojęcia. Około
południa, oprócz lekarzy, do których zaczęłam się przyzwyczajać, pojawili się
ci sami ludzie, którzy mnie odnaleźli, jednak nie było z nimi najstarszego
mężczyzny. Poczułam ponownie lęk, strach i bezsilność. Nawet nie wiem, jak
zachowywać się w ich obecność, nie wiem czy to przyjaciele czy wręcz
przeciwnie. W tym momencie to po prostu obcy ludzie. Miałam ochotę uciec. Cała
trójka powolnym krokiem podeszła do mojego łóżka i z kamiennymi twarzami
patrzyła na mnie. To było straszne. Podejrzewam, że oni czuli się równie
niezręcznie jak ja.
- Hej, Mionka - odezwała się po chwili
rudowłosa dziewczyna. Nie była niska, a raczej średniego wzrostu. Posłała w
moją stronę delikatny uśmiech.
- Cześć
– odparłam, ociągając się.
- Hermiona,
ty naprawdę nic nie pamiętasz?- zapytał chłopak w środku. Był wysoki, szczupły
w okrągłych okularach, a czarne kosmyki włosów opadały mu na czoło.
- Nie -
odparłam krótko i wzruszyłam ramionami. Co innego mogłam powiedzieć? I znów
zapadła ta niezręczna cisza. Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc, co robić.
Ostatecznie postanowiłam przejąć inicjatywę.
- To wy
mnie odnaleźliście, a ja nawet nie znam waszych imion - uśmiechnęłam się lekko,
a oni popatrzyli po sobie.
- Ja
jestem Harry... Harry Potter - odpowiedział z zająknięciem chłopak w środku, a
ja postarałam się od razu zakodować tą informację. Następny był rudowłosy
chłopak.
- Jestem
Ron i znamy się od sześciu lat - wyrecytował bez zająknięcia, na co tylko się uśmiechnęłam
i spojrzałam wyczekująco na dziewczynę.
- Czuję
się strasznie dziwnie, przedstawiając się mojej najlepszej przyjaciółce... ale
dobra. Jestem Ginny Weasley, Harry jest moim chłopakiem, a Ron bratem - teraz
to ona uśmiechnęła się do mnie, a ja zrozumiałam, że oni nie tylko są po mojej
stronie, ale najprawdopodobniej to moi przyjaciele. Ucieszyła mnie ta myśl
zwłaszcza, że teraz mogę dowiedzieć się czegoś o sobie. Powtórzyłam sobie w
myślach ich imiona po raz kolejny, aby na pewno je zapamiętać.
- Czyli
się znamy? I to dobrze? - zapytałam, a oni ochoczo pokiwali głowami.
- Oj,
dobrze i to jak - odpowiedziała wesoło Ginny, śmiejąc się i puszczając do mnie
oczko.
- Czy
nie byłby to dla was problem, jakbyście opowiedzieli mi coś o mnie? O sobie?
Otworzyli
szeroko oczy, ale szybko przytaknęli. Ginny usiadła obok mnie na łóżku, a
chłopaki przystawili sobie krzesła tuż obok nas i zaczęła się ich opowieść.
Przerywali sobie nawzajem, ujawniając coraz to nowe i niezwykłe fakty, które
ponoć dotyczyły mnie. Bo kto by uwierzył, że brał udział w wojnie i pomógł
pokonać największego czarnoksiężnika? Ja musiałam. Opowiadali o tym, jak się
poznaliśmy, gdzie uczyliśmy, a nawet jakie są moje ulubione potrawy czy kolory.
Oni chyba wiedzieli o mnie wszystko, a ja o sobie niemal nic. Ginny zaczęła
właśnie opowiadać, jak poznałam się z Jacob'em, chłopakiem, którego prawie
zabiłam, ale przerwała jej starsza kobieta.
- Przepraszam,
ale godziny wizyt dobiegają końca - uśmiechnęła się do nas i już miała
odchodzić, ale Ron ją powstrzymał.
- Ale
odwiedziny są do dwudziestej - uniósł wysoko brwi, spoglądając na kobietę.
- Tak,
a jest za dziesięć - odparła i ponownie się uśmiechnęła, tym razem odchodząc.
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie z niedowierzaniem. Przecież dopiero co przyszli,
a tu już ta godzina.
- Merlinie,
nawet nie poczułem, ile godzin minęło - stwierdził Harry, przeczesując włosy
dłonią i poprawiając okulary.
- Mama
urwie nam głowy, jak wrócimy - odparła ze śmiechem rudowłosa, a chłopaki jej przytaknęli.
- Dziękuję,
że mnie odwiedziliście. To dla mnie naprawdę wiele znaczy-uśmiechnęłam się lekko,
a Ginny po prostu mnie przytuliła. W pierwszej chwili miałam ochotę się odsunąć,
ale szybko zrezygnowałam z tej myśli.
- Mionka,
my tu wrócimy - stwierdził Ron - nas tak łatwo się nie pozbędziesz.
- Właśnie,
a teraz to naprawdę się zbierajmy - odparł Harry, a wszyscy się zaśmiali.
Uśmiechałam
się do nich ciepło, co zawsze
odwzajemniali. Na pożegnanie nawet przytuliłam każdego. To był taki dziwny
odruch, chciałam po prostu to zrobić. Kiedy tylko zniknęli za drzwiami,
poczułam się dziwnie, tak samotnie? Nie miałam nawet, z kim tu porozmawiać.
Oczywiście pielęgniarki, ale one pojawiały się na kilka minut i znów znikały, a
mi pozostało tylko wpatrywanie się w ścianę. Wszystko minęło, kiedy w południe
w drzwiach znów dostrzegłam trzy postacie. Poczułam, jak ogarnia mnie radość na
myśl o kolejnych godzinach, spędzonych z tymi ludźmi. Całe popołudnie… Siedzieli
ze mną naprawdę długo, aż jeden z magomedyków ich wyprosił. Jednak dziś Ginny
przyniosła mi kilka książek, nie tylko tych o magii, ale również, te które
podobno niegdyś ubóstwiałam, a z tego, co dowiedziałam się od Rona, kochałam
wszystkie. Kiedy oni wychodzili, od razu zagłębiałam się w lektury. W momencie,
gdy zaczynałam czytać nie czułam upływającego czasu. To niesamowite, ile
fascynujących rzeczy dowiedziałam się z nich. Ruda przyniosła nawet książkę o historii
naszej szkoły, w której uczyliśmy się. To był magiczny świat nie tylko w
przenośni.
Dni
mijały, a każdego południa w mojej sali pojawiała się już dobrze znana mi
trójka. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, a nawet wychodziliśmy na spacery
wokół szpitala. Harry zaskoczył mnie niezwykle, kiedy na jedną z wizyt przyniósł
miotłę i na spacerze zaczął pokazywać mi sztuczki na niej. To było wspaniałe.
Dziś
mija tydzień od mojego przyjazdu do szpitala. Niestety, ale nic się nie
zmieniło w związku z moją pamięcią. Jednak zaczynałam mieć zarysy poprzedniego
życia.
Jak co
rano siedziałam na łóżku z książką na kolanach, zagłębiając się w kolejne wersy
tekstu.
- Widzę
że nasza Hermiona powraca - usłyszałam tuż obok ucha głos Harre'go. Aż
podskoczyłam na łóżku, zrzucając grube tomisko z kolan. Nie zauważyłam, kiedy
weszli do sali.
- Hej -
uśmiechnęłam się bardzo szeroko na powitanie, co odwzajemnili. Nie wiem, co ta
zwariowana trójka ma w sobie, ale zawsze, kiedy są obok, czuję się zdecydowanie
lepiej. Tak, po tylu dniach spędzonych z nimi, spokojnie mogłam powiedzieć, że
są pokręceni.
- Cześć,
Mionka - zawołała wesoło Ginny, rzucając się na moje łóżko i zabierając mi
jedną z poduszek, aby wygodnie się usadowić.
- Mam
dla ciebie dobrą wiadomość - zaszczebiotała uradowana, a ja miałam dziwne
wrażenie, że wcale to nie będzie dobra wieść.
- Jaką?
– zapytałam, niepewnie przyglądając się rudowłosej, której uśmiech robił się
coraz szerszy.
- Dziś
wychodzisz! - zawołała nagle cała trójka. Właśnie tej wiadomość się obawiałam.
- Nie
cieszysz się? - zapytał Ron, wyjadając Fasolki wszystkich smaków, które sam
wczoraj dla mnie kupił. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok, ale szybko wróciłam
na ziemię. Prawda była taka, że nie miałam dokąd iść. Moi rodzice zaginęli, a
nic o innej rodzinie nie wiedziałam.
- Cieszę...
Jednak gdzie ja mam się podziać? - wyjaśniłam, siadając na łóżku i spuszczając nogi na podłogę. Znów czułam, że
jestem w kropce, a oczy gwałtownie zaczęły mnie piec.
- Głupia,
tylko nie płacz bo zamieszkasz u nas jak
zresztą co lato - odpowiedziała spokojnie Ginny, a ja gwałtownie podniosłam
głowę i skierowałam wzrok na nią. Przecież nie będę komuś na siłę wchodzić do
domu. Poczułam się niezwykle głupio. Już zaczęłam otwierać usta, aby zaprzeczyć,
kiedy jednym ruchem dłoni Ginny dała mi do zrozumienia, że nie mam nic do
gadania. Poczułam jak po moim policzku spływa łza, a ruda z zatroskaną miną
przytuliła mnie. Przez te kilka długich dni zaczęłam traktować ją jak siostrę,
której chyba nigdy nie miałam. W towarzystwie tych ludzi czułam, że ich
potrzebuje. Oni byli po prostu najważniejsi.
Są jak narkotyk i uzależniają od siebie. To było nawet trochę dziwne. Jeszcze
tydzień temu byli dla mnie obcymi ludźmi, a teraz tworzą część mojego świata, coś, czego
zawsze brakuje mi, gdy znikają za drzwiami szpitala.
Kiedy
tylko wyswobodziłyśmy się ze swojego uścisku, Ginny władczym tonem oznajmiła:
- Czyli
wszystko ustalone! Pomogę zebrać ci wszystkie twoje rzeczy, a chłopaki pójdą po
tatę, aby podpisał wypis - otworzyła jedną z szuflad szafki nocnej i wyjęła kosmetyki.
Harry i Ron wyszczerzyli się szeroko w moją stronę i zniknęli. Wstałam, wyciągając
spod łóżka walizkę. Wyjęłam jeszcze z niej spodnie i zwykłą koszulę.
-
Skoczę się przebrać - oznajmiłam i szybko pobiegłam przebrać się do łazienki.
Kiedy wróciłam, Ginny zasuwała jedną z mniejszych kieszeni walizki.
Męczyło
mnie od dłuższego czasu pewne pytanie. Nie wiedziałam, kiedy o to zapytać i czy
powinnam pytać w ogóle. Jednak zadecydowałam, że to konieczność.
- Ginny,
a co się dzieje z Jacobem? – zapytałam, wrzucając piżamę do bagażu.
- Byłam
dziś u niego i podobno wypisują go pojutrze... Jest jeszcze słaby, ale i tak
martwi się o ciebie - odparła, a mnie zmiękły kolana. Martwi się o mnie, mimo
że leży tam przeze mnie, a na dodatek nie pamiętam go.
- To
miło z jego strony. - stwierdziłam niepewnie – Jednak nie wiem. co robić... Co
ty byś zrobiła na moim miejscu? Bo chyba nie powinnam być z kimś, kogo nie pamiętam...
- zapytałam niepewnie. To było chyba jedno z najgłupszych pytań, jakie zadałam
do tej pory, ale pragnęłam poznać jej zdanie.
- Wiesz,
skarbie... Ja bym na pewno z nim porozmawiała i to szczerze. Jacob nie należy
do tych głupich frajerów, jakich wiele i na pewno zrozumie twój wybór. A ty
również nie powinnaś się do niczego zmuszać - uśmiechnęła się blado do mnie i
zapadła między nami cisza. Muszę to wszystko ponownie ułożyć sobie w głowie.
Jednak nie mogę teraz o tym myśleć. Potrzebuję zmienić tor moich myśli.
- Ale
ja na pewno nie będę wam przeszkadzać? – zapytałam, niepewnie zasuwając bluzę.
Ginny spojrzała na mnie tymi ogromnymi brązowymi oczami z delikatnym uśmiechem
na ustach.
- Mionka,
wiem, że nic nie pamiętasz, ale byłyśmy przyjaciółkami od mojego pierwszego
roku w Hogwarcie i zawsze, co roku spędzałaś u nas chociaż dwa tygodnie wakacji
razem z Harry i nigdy nam nie wadziłaś, a jedynie poprawiałaś humor wszystkim domownikom,
zwłaszcza Fredowi i Georgowi.
- Fred?
– zapytałam, nim zdążyłam pomyśleć, bo o nim mi nie wspominali - Kto to? - po
chwili jednak pożałowałam tego, gdy zobaczyłam minę Ginny, na której zamiast uśmiechu
malował się ból. Ruda ciężko opadła na łóżko i poklepała miejsce obok siebie,
pokazując, abym usiadła.
- Fred
był bliźniakiem Georga. Zginął kilka tygodni temu w bitwie o Hogwart... - w jej
oczach pojawiły się łzy, a ja poczułam się podle. Dlaczego akurat o to musiała
zapytać?
- Przepraszam...
Nie wiedziałam, przykro mi - odparłam automatycznie.
- To
nadal boli… - spojrzałam na jej twarz - myśl o nim, fakt, że już nigdy go nie zobaczę
- po policzku spłynęła jej łza - że już nigdy nie przefarbuje mnie, gdy śpię,
ani nie zrobi jakiejś innej głupoty... - zaśmiała się lekko na wspomnienie
Freda. Zrobiło mi się jej żal. Przygarnęłam ją delikatnie i zamknęłam kolejny
raz w uścisku.
- Nie
płacz... Mogłabym powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie chcę kłamać,
bo wiem, że nigdy już nie będzie tak jak kiedyś... - szepnęłam - ale jestem
pewna, że Fred nie chciał, abyś płakała przez niego, a jedynie śmiała się na myśl
o nim - odsunęłam się lekko i spojrzałam w jej w oczy. Ginny pociągnęła nosem i
kiwnęła głową.
- Masz
rację. - otarła wierzchem dłoni łzy i wstała - Koniec płaczu, czas do pracy.
Zaraz będzie tu tata - oświadczyła i jednym ruchem zasunęła walizkę. Jeszcze
nie poznałam jej taty, ale jeśli jest podobny do Rona i Ginny, to mam
przeczucie, że się polubimy.
- Mam
jeszcze jedno pytanie... Bo skoro ja nic nie pamiętam, to czy ja wrócę do
szkoły? - to było kolejne pytanie, które nękało mnie od jakiegoś czasu. Na początku
nie myślałam o tym, jednak kiedy przeczytałam kilka książek, zapragnęłam
zobaczyć na własne oczy Hogwart.
- Nie
wiem. Mama wczoraj pisała do dyrektorki w twoim imieniu i opisała jej całą
sytuację, ale jeszcze nie mamy odpowiedzi... Podejrzewam, że do wieczora
wszystko się wyjaśni - uśmiechnęła się i odgarnęła włosy do tyłu. Nie
spodziewałam się, że nawet Pani Weasley interesuje się czymś związanym ze mną.
- Muszę
jej podziękować - stwierdziłam po chwili. To naprawdę niezwykły gest z jej
strony.
- Wydaje
mi się, że McGonagal nie będzie miała nic przeciwko twojemu powrotowi pod
warunkiem, że pamiętasz jakiekolwiek zaklęcia.
I tu
pojawia się problem nie pamiętam niczego! Giny przysunęła się do mnie i
wyjmując zza spódniczki różdżkę.
- Trzymaj
- i wręczyła mi swój magiczny atrybut. Otworzyłam szeroko oczy, jednak przyjęłam
przedmioty.
- I co
ja mam niby z tym zrobić? - zapytałam.
Ruda rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Spróbuj
przywołać do siebie tamten wazon - powiedziała wskazując palcem na przeciwległy
kąt pokoju.
- Że
niby co? Ale jak? Ja nawet nie wiem jak poprawnie trzymać ten patyk! –
zaniepokoiłam się.
-
Wyceluj różdżką w wazon i powiedz: "Accio, wazon" - uśmiechnęła się
do mnie pokrzepiająco.
Nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je ze
świstem.
- Accio
wazon - machnęłam magicznym patykiem. Myślałam
że nic się nie stanie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po chwili w moją
stronę szybował mały czerwony wazonik. Wyciągnęłam dłoń i chwyciłam przedmiot.
- Brawo!
- pisnęła uradowana Ginny. Chwyciłam ów przedmiot w obie dłonie i zaczęłam skakać
w miejscu ze szczęścia. Nawet nie spostrzegłam, jak w drzwiach stanął wysoki
mężczyzna.
- Cześć,
dziewczynki - przywitał się i skinął w moją stronę głową, na co od razu się
opanowałam.
- Dzień
dobry, Panu - odpowiedziałam uprzejmie.
- Hermiono,
pójdę podpisać dokumenty odnośnie wypisu, a potem muszę z tobą porozmawiać -
powiedział stanowczo. Poczułam jak w mojej piersi serce przyśpiesza rytm. jednak
szybko odpowiedziałam.
- Oczywiście
- Pan Artur już wyszedł. Przestraszona spojrzałam na Ginny, która była chyba w
nie mniejszym szoku niż ja. Chyba od razu wiedziała, o co chciałam zapytać, bo odpowiedziała
mi, zanim zdążyłam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
- Nie
wiem.
To
wcale nie uspokoiło mnie, a wręcz przeciwnie, zdenerwowałam się jeszcze
bardziej.
Witam Aniołeczki
Oddaję w wasze łapki pierwszy rozdział, który mam nadzieję, że się spodobał.
Od razu uprzedzam, następny pojawi się w ciągu 2-3 tygodni.
Ach, i najważniejsze:
Bardzo dziękuję Agnieszce która zbetowała ten rozdział, jesteś wspaniała.